#2
Powołanie – słowo już prawie zapomniane w dzisiejszym języku. Zapominane lub może inaczej, źle rozumiane, zacieśniane. Można by przeprowadzić bardzo łatwo eksperyment społeczny, w którym zadalibyśmy przypadkowo spotkanym ludziom pytanie, co rozumieją pod pojęciem powołanie; z czym im się ono kojarzy. Wydaje mi się, że ich odpowiedzi nie powinny nas zaskoczyć. Pewnie spora część powiązała by to słowo z kapłaństwem lub życiem zakonnym, czymś wręcz elitarnym. Cóż, w pewnej mierze mają oni rację, choć pojęcie to ma o wiele szersze znaczenie. Powołanie nie jest czymś elitarnym, tylko dla wybranych. Powołanie to domena każdego z nas. Tak, mnie i ciebie, kobiety i mężczyzny, chrześcijanina i ateisty… Każdy człowiek na ziemi obdarzony jest powołaniem. Powołaniem w szerokim znaczeniu, nie tylko jako kapłaństwo czy życie zakonne (te sfery to tylko jedne z dróg powołania). Każdy z nas jest powołany – po pierwsze do świętości, czyli do zbawienia. Dróg do osiągnięcia jest wiele, jak mówił św. Jan Paweł II, są one dostosowane do każdego powołania. Ponadto Bóg obdarza nas innymi powołaniami – jednych powołuje do życia zakonnego, drugich do samotności, trzecich do życia w małżeństwie, czwartych do kapłaństwa. Widzimy szeroki wachlarz „Bożej oferty”. Jest tylko jeden warunek: nasze tak wobec Bożego powołania.
Po bardzo ogólnym zarysowaniu znaczenia słowa powołanie chciałbym skupić się na jednym jego aspekcie, jednej drodze powołania, jaką jest kapłaństwo. Kiedy to powołanie się zaczyna? Ile osób, pewnie i tyle odpowiedzi. Ja jednak pokuszę się o stwierdzenie, może ciut subiektywne, że powołanie rozpoczyna się z chwilą przyjścia na świat. Przecież mówił już o tym Jeremiasz: „Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię, nim przyszedłeś na świat, poświęciłem cię, prorokiem dla narodów ustanowiłem cię” (Jr 1,5). Bóg znał nas, zanim my jeszcze powstaliśmy; On miał już uprzednio plan, powołanie dla nas. Przychodząc na świat już posiadamy pierwsze powołanie – do świętości, ale już wtedy rozpoczyna się formacja serca, która doprowadzić ma nas do rozeznania naszego ziemskiego powołania. Pokuszę się o stwierdzenie, że dom rodzinny to swoiste pierwsze „seminarium” dla przyszłego kapłana. To właśnie w domu stawiamy pierwsze kroki, uczymy się kochać, uczymy się modlitwy, poznajemy w końcu Boga. Dziecko ma skłonność do marzeń, często bywa tak, że w jednym tygodniu chce być strażakiem, w kolejnym już kucharzem, a w jeszcze innym księdzem. Może to tylko dziecięce fantazje spowodowane wizytą w jednostce Ochotniczej Straży Pożarnej, pomocą mamie w kuchni, czy uczestnictwem w Eucharystii. A może to właśnie pierwsze poruszenia serca, pierwsze alternatywy życia? To, że ktoś jako dziecko bawi się w księdza nie przesądza na pewno o tym, że tym księdzem w przyszłości zostanie, jednak czy nie jest zaskakujące, że gro powołanych, opowiadając o swojej drodze wzrastania właśnie zauważa ten fakt, że jako dziecko odprawiali w domu Mszę na kuchennym blacie? Więc widzimy, że Pan Bóg porusza szybko nasze serce. Wzrastamy w naszym domowym seminarium, aż w końcu nadchodzi czas wzrastania w drugim środowisku, poza domem. Tym środowiskiem jest w pierwszej mierze szkoła, podwórko, ale także i parafia. Nasze środowisko tworzy owo drugie seminarium. Pięknie, jeśli Pan daje łaskę wzrastania w środowisku nam przyjaznym, w środowisku wypełnionym Bożą obecnością i pobożnością. Jakże ważna jest działalność i zaangażowanie w życie wspólnoty parafialnej, chociażby jako ministrant. Jednak trzeba tu znów zaznaczyć, że nie każdy ministrant zostaje księdzem, a i nie każdy ksiądz był kiedyś ministrantem. Mówimy tu o pewnej drodze, która jest częsta, ale nie jedyna. Wzrastając w tym środowisku powoli kształtuje nam się obraz świata, obraz przyszłości, zaczynamy snuć już poważniejsze plany co do naszej przyszłości. Tu także pojawia się często zakochanie, ale i rozczarowanie. Czas przed wyborem szkoły średniej determinuje nas już coraz mocniej do wyboru kierunku dalszej drogi. Jest to jeden z ważniejszych wyborów w życiu, pierwsze tak poważne opowiedzenie się za dalszym rozwojem. Wybierając szkołę mamy przecież na uwadze zawód, który będziemy chcieli wykonywać, który będzie miał zapewnić odpowiedni byt nam i ewentualnej rodzinie, którą stworzymy. Niewątpliwie czas szkoły średniej, zmierzający permanentnie ku maturze, zwanej egzaminem dojrzałości, jest czasem swoistego boju z własnymi wizjami przyszłości, a często i bojem z Panem Bogiem, który wzywa nas i ukazać pragnie Jego propozycję, taką, która nas uczyni szczęśliwymi. W tym miejscu warto podnieść bardzo ważny głos, a mianowicie taki, że bynajmniej nie można mówić o kryzysie powołań, a jedynie o kryzysie powołanych. Dlaczego? Bo Pan Bóg ciągle do pracy na Niwie Pańskiej powołuje tylu pracowników, ilu potrzeba. Jednak to owi powołani nie potrafią często odpowiedzieć na głos Boga, z różnych względów. Dzisiejszy świat oferuje bowiem zdawać by się mogło o wiele więcej, wszechobecna informacja zagłusza ciszę, która jest miejscem rozmowy z Bogiem. Stad też wielu nie potrafi usłyszeć w sobie głosu powołania kapłańskiego, wielu też nie chce lub nie potrafi przyjąć tego daru. Stąd też tak ważna jest modlitwa o powołania, ale i jeszcze usilniejsza za powołanych, aby usłyszeli głos Boga, aby odważnie na niego odpowiedzieli. Ważne jest, aby ten głos usłyszeć i na niego odpowiedzieć, nie ważne, czy mając 18 lat świeżo po maturze, czy mając około trzydziestki, będąc już po studiach i pracując. Pan Bóg bowiem różnymi drogami prowadzi nas do kapłaństwa, nie można zamknąć tego powołania w sztywne ramy. Właśnie ta odważna decyzja, owe „tak” wobec zaproszenia Boga sprawia, że wkraczamy do Seminarium, trzeciego już w naszym życiu i właściwego z nazwy swej i funkcji.
Seminarium, „dom ziarna”, „serce diecezji” – to miejsce, w którym do kapłaństwa przygotowują się kandydaci – klerycy. Jednak, co ważne, a czasem bywające niezrozumiałe, samo wstąpienie do Seminarium nie determinuje nas do zostania księdzem. Jest też tak, że Pan nasz powołuje kogoś do małżeństwa i przeprowadza go przez jakiś etap Seminarium, aby ten jeszcze lepiej przygotował się do funkcji ojca. Inny może w Seminarium odkryć powołanie do wkroczenia na drogę życia zakonnego. Jednak spora większość dąży ku świętemu kapłaństwu weryfikując co dnia swoje powołanie, pogłębiając relację z Bogiem i drugim człowiekiem. W tej weryfikacji pomaga cała formacja, a także placet Kościoła, który jest też poniekąd pewną formą zapewnienia, że Bóg chce nas na tej drodze. Jednak nasze powołanie bynajmniej nie kończy się ani z chwilą wstąpienia do Seminarium, ani z chwilą jego opuszczenia po otrzymaniu święceń. Ono trwa do końca, do ostatniego tchu wypełniać nam należy nasze powołanie. Czy warto? Oczywiście, że tak! Czy jest to trudne? Tak, ale z Bożą pomocą wszystko jest możliwe, bowiem „Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia”– poucza św. Paweł w liście do Filipian. Uczynić odważny krok, powiedzieć Bogu mocne i stanowcze „tak” – jakie to trudne, a zarazem jakie piękne…